– Najgorsza szkoła na świecie! – wykrzyczał na ulicy, płacząc mi w ramię.
– Najgłupsze dzieci jakie znam! – dorzucił.
Potem wróciliśmy do szkoły po buty i kurtkę. Kolejki do szatni już dawno nie było. Tak skończył się pierwszy tydzień szkolnych doświadczeń, prawdopodobnie nadwrażliwego, sześciolatka, a może po prostu sześciolatka…?
– Po co nam właściwie te zajęcie komputerowe, skoro nawet nie włączamy komputerów? – podjął filozoficzną dyskusję z wychowawcą na zakończenie drugiego tygodnia w szkole. Chyba poczuł się pewniej 🙂 Nie wiem tylko czy otrzymał odpowiedź…
Potem spakował plecak, wziął karimatę pod pachę i wyruszył jakieś 60 kilometrów w świat. Wrócił po dwóch nocach, głodny, zmęczony, chyba zadowolony. Sześciolatek… Czy w tej rodzinie nie da się ominąć harcerskiego hufca odpowiednio szerokim łukiem?